Ze Smoleńska wraca grupa polskich ekspertów oraz prokurator wojskowy, których zadaniem było pobranie próbek, głównie z foteli wraku TU-154 M. Jak informuje „Rzeczpospolita” na wyświetlaczach wskaźników znów pojawiły się nazwy materiałów wybuchowych.
Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej poinformował dziennikarzy „Rzeczpospolitej”:
„Spektrometry ruchliwości jonów wskazują w analogiczny sposób jak w trakcie poprzedniego wyjazdu (jesienią ubiegłego roku), tzn. na wyświetlaczach pojawiają się symbole, które w pamięci urządzeń przypisano określonym materiałom wybuchowym.”
Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że przed wyjazdem do Smoleńska pracownicy Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji mieli skorygować czułość urządzeń. Jednak i tym razem zachowały się podobnie. Procedura pobrania próbek nie oznacza, że trafią one natychmiast do Polskich laboratoriów. W czynnościach prokuratorów biorą udział Rosjanie, a przekazanie do Warszawy zabezpieczonych przez Polaków próbek może potrwać nawet kilka miesięcy. Potem będą zbadane w Zakładzie Fizykochemii CLKP. Wiadomo, że nowych materiałów do badań będzie co najmniej tyle samo co w poprzedniej partii.
Mecenas Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego uważa, że nie powinien być tracony kontakt z materiałem badawczym a Antoni Macierewicz Przewodniczący Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej na konferencji prasowej powiedział, że próbki, na których detektory pokazały ślady materiałów wybuchowych powinny trafić bezpośrednio do Polski nadzorowane przez wojskowych prokuratorów. Zwrócił się także do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta o to by umożliwił ekspertom dwóch rodzin ofiar, które zwróciły się z taką prośbą, uczestniczenie we wszystkich badaniach próbek z foteli TU-154 M pobranych ostatnio w Smoleńsku.
